Moje leczenie
Teraz już mogę powiedzieć, że "Wlewodzień" to była tylko rozgrzewka. Czas napisać coś więcej na temat mojego leczenia. Podejmę próbę wytłumaczenia tego skomplikowanego procesu dobijania raczka, w sposób jaki sama sobie to wyjaśniłam. Może tylko od czasu do czasu zaszpanuję jakimś onkologicznym pojęciem ;). Zaznaczam na początku, że studiuję filologię angielską, a nie medycynę i nie jestem lekarzem więc nie na wszystkie pytania z tej dziedziny znam odpowiedź.
Kiedy zakładałam mojego bloga, właściwie byłam
na urlopie leczniczym. Chociaż pierwszy wlew dostałam 2 października 2017 r i
otrzymałam kolejne dwa, przed trzecią rundą mój zapał do walki został nieco
ostudzony przez panią doktor. 30 października miał być kolejnym wlewodniem, ale
podczas wywiadu z lekarzem prowadzącym, zostałam poinformowana, że w związku z
najnowszymi wynikami, które zostały zaprezentowane na konferencji ESMO 2017
(European Society For Medical Oncology), odślepiono moją grupę w badaniu
klinicznym i przyznano możliwość zmiany leku.
Moja reakcja była
wtedy pewnie podobna do tej, którą ma każdy czytelnik w tym momencie także
spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnię ;). W badaniu klinicznym, w którym biorę
udział są dwa leki- ipilimumab i niwolumab, oprócz tego badany jest efekt
placebo (stąd na tych kroplówkowych woreczkach z lekiem zawsze było napisane
np. ipilimumab/placebo i weź tu się domyśl co akurat dostajesz). Dla pacjentów
jak i badaczy, leczenie jest zaślepione, oznacza to, że ani oni, ani ja, nie
wiedzieli w jakiej grupie wylądowałam. Są trzy grupy terapeutyczne:
- GRUPA A: leczenie skojarzone niwolumabem i ipilimumabem
- GRUPA B: niwolumab w monoterapii
- GRUPA C: ipilimumab w monoterapii
Z perspektywy
czasu, muszę stwierdzić, że nie mam szczęścia i lepiej żebym nie grała w lotto.
Poniżej zamieszczam zdjęcie fragmentu ze zgody na udział w badaniu, które
wyjaśni powyższe zdanie.
W której grupie byłam?! Tak, w tej, w
której szansa wynosiła marne 20%, bo przecież dla mnie nie ma rzeczy
niemożliwych. Na wcześniej wspomnianej konferencji ESMO 2017 przedstawiono
m.in. porównanie niwolumabu i ipilimumabu. Jak wskazują najnowsze wyniki,
niestety ipilimumab wypada troszeczkę słabiej niż jego konkurent, niwolumab. W
związku z tym, sponsor badania dał pacjentom, którzy znaleźli się w tej
feralnej grupie C (jak czarno to widzę), możliwość zmiany leku na niwolumab.
Siedziałam sama w szpitalnym korytarzu z nową zgodą przed oczami. Podpisać czy
nie? Przekonałam się do zmiany leku, kiedy przeczytałam po angielsku rezultatyporównania niwo i ipi (takie ksywki dla tych leków). Jest taki współczynnik RFS
(ang. recurrence-free survival), którym określa się czas od daty randomizacji
do daty wystąpienia nawrotu choroby lub zgonu z jakiejkolwiek przyczyny. Uwaga!
W praktyce oznacza to, że szansa, że nie dojdzie do nawrotu bądź zgonu, dla
mediany 18 miesięcy, wynosi 66.4% dla niwolumabu i 52.7% dla ipilimumabu.
Według mnie, różnica jest dość duża i jednak te procenty zwiększają szansę na
pożegnanie się z chorobą. Dodatkowo, niwo jest bezpieczniejszy dla pacjenta,
ponieważ jest mniej toksyczny. Nowa zgoda została podpisana.
Urlop w leczeniu wynikał z tego, że
ipilimumab musiał `wypłukać się` z mojego organizmu, zniknąć aby zrobić miejsce
do działania dla nowego leku. Dlatego też, czekałam osiem tygodni, żeby w
ramach prezentu urodzinowego otrzymać pierwszy wlew niwolumabu, 18 grudnia
2017r. Wlewodnie mam teraz co cztery tygodnie w ulubiony dzień całego
społeczeństwa, czyli poniedziałek. Po prawie dwóch tygodniach od podania niwo,
moje ogólne samopoczucie jest znacznie lepsze niż po wcześniejszych dawkach
ipi. Nie śpię w ciągu dnia godzinami, nie mam pewnego rodzaju grypy jelitowej
itp. Chociaż, szczerze powiedziawszy jakiekolwiek skutki uboczne są do
zniesienia kiedy celem jest całkowita likwidacja czerniaka. On jeszcze nie wie
co go czeka :)
Poniży post
powstał m.in. w oparciu o badania zamieszczone na stronie ESMO:
http://www.esmo.org/Oncology-News/Nivolumab-Bests-Ipilimumab-as-Adjuvant-Therapy-in-Resected-Melanoma
Współczuję.
OdpowiedzUsuń