21

     Zdmuchując świeczki na moim torcie w zeszłym roku nie myślałam, że kolejne urodziny będę obchodziła w szpitalu. Wydaje mi się, że rocznica urodzin jest lepsza niż Nowy Rok do pewnego rodzaju podsumowania. W ten dzień pod uwagę bierze się całe swoje życie, a nie tylko miniony rok. Po pierwsze jestem wdzięczna, że mam takich wspaniałych rodziców, siostry i znajomych. To oni wiedzą jak mnie wspierać w dołkach, cieszyć się małymi chwilami i zaskakiwać. Wszystko to przychodzi do mojej głowy kiedy zamykam oczy, nabieram powietrze i zdmuchuję coraz więcej świeczek myśląc o swoich marzeniach, które są związane (to chyba można powiedzieć), z nimi. 

     Choroba to nie prezent jaki chciałam dostać, zwłaszcza na czas nieokreślony, ale chyba każdy kiedyś dostał coś pod choinkę, co nie do końca wpisywało się w jego gust, a jednak zacisnął zęby i założył np. jakieś kiczowate skarpetki. Z chorobą jest trochę tak jak z tymi skarpetkami, zaciskam zęby i walczę. Na początku wizja wlewu nowego leku w moje urodziny trochę mnie smuciła. Może nie tyle sam pobyt w szpitalu, co fakt, że nie będę w komplecie z rodziną. Później jednak doszłam do wniosku, że dzięki temu, że jestem teraz w szpitalu i dostaję specjalnie przygotowanego drinka, istnieje duża szansa na obchodzenie większej ilości urodzin w przyszłości.
     Szkoda tylko, że życie tak bardzo trenuje cierpliwość nie tylko moją, ale też rodziny. Wydawało mi się, że już więcej atrakcji tego typu mnie nie spotka, ale jednak się myliłam. W sobotę siostra zwerbowała mnie do pomocy przy zawodach pływackich organizowanych przez jej klub. Byłam tam od rana do południa. Proszę sobie wyobrazić pływalnię, która składa się tylko i wyłącznie z basenu o długości 25 m i sześciu torów do pływania. Przy zbiorniku są jeszcze trybuny dla widowni z może siedmioma rzędami. Do tak małego budynku przyjechało 350 (słownie: trzystu pięćdziesięciu) zawodników wraz z trenerami i niektórymi rodzicami. Było niesamowicie gorąco, a w wilgotnym powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach chloru. Dla dwunastoletniej dziewczynki, nawet takiej, która przepływa codziennie (oprócz niedzieli) ok 3-4 km, to dawka dużych emocji i wysiłku. Ola w pewnym momencie, źle się poczuła i zasłabła upadając na ziemię. Karetka zawiozła ją do szpitala w moim mieście. Nie było mnie już na basenie, kiedy to się wydarzyło. Byłam w szoku odbierając telefon od taty, rzuciłam wszystko i pojechałam do nich natychmiast. W aucie łzy ciekły mi jak szalone, bo pierwszy raz od dawna poczułam się trochę tak jak moi rodzice wobec mnie. Relacje z siostrami są różne, ale odnoszę wrażenie, że moja choroba trochę przybliżyła nas do siebie, a kiedy wydarza się coś takiego, jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to są najważniejsze osoby w moim życiu. Można mieć znajomych, ale siostra to siostra. Więzy krwi robią swoje.
     Ola czuje się już lepiej i dzisiaj została wypisana do domu. Ostatnio powtarzała wiersz J. Kochanowskiego, który musi zdać na zajęciach w szkole. Recytowanie go w szpitalu sprawiło, że miał jeszcze większy sens "Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". Wczoraj dostałam wiele telefonów, wiadomości z życzeniami i tak jak się spodziewałam, w rankingu najpopularniejszych zwyciężyło zdrowie. Będąc w szpitalu widzę ludzi w różnym stanie, niektórzy się uśmiechają od ucha do ucha pomimo wszystko, inni nie ruszają się z łóżka. Wszystkim tam przydałoby się to zdrowie, ale może oprócz niego ważniejsze jest żeby zwyczajnie być szczęśliwym, cokolwiek kryje się pod tym słowem. Myślę, że oficjalnie dzień po moich urodzinach mogę napisać, że jedno życzenie się spełniło- jestem szczęśliwa.


 

Komentarze