Wspomnienia z ferii

      Po niemal tygodniu w szpitalu na przymusowych feriach, wyjście na świeże powietrze może być niebezpieczne. Jak tylko otworzyły się drzwi, poraziła mnie biel śniegu, a płuca niemal zwariowały od takiej ilości tlenu. To był jak dotąd mój najdłuższy pobyt na oddziale, bo np. po operacji wypisano mnie już kolejnego dnia do domu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że czwarty stopień podwyższenia kinazy wymagał odpowiedniego leczenia i obserwacji, dlatego bez marudzenia położyłam się na szpitalnym łóżku.

     Szpital sam w sobie nie należy do miejsc, do których chętnie się chodzi. Jeszcze gorzej jest, kiedy przebywa się w Centrum Onkologii. Tutaj widać jaką plagą w dzisiejszych czasach są choroby nowotworowe i w cale nie ma reguły- czy ktoś jest młody czy starszy, czy jest bogaty czy biedny itd. Wszyscy walczą, nie o czas, ale o życie, żeby wciąż cieszyć się tym co mają. Większość jest po chemii, której objawy są widoczne, część przemieszcza się po korytarzu przy pomocy wózka, jeszcze inni w ogóle nie mogą wstać. Każdy z nas ( bo wciąż jestem w grupie, która walczyła, walczy i będzie walczyć ) inaczej radzi sobie z chorobą. W sali, w której pomieszkiwałam, były jeszcze trzy panie, wszystkie miały mięsaka. Sama nazwa nie brzmi przyjemnie i na pewno nie jest to też nic fajnego. Ich historie, podobnie jak wielu innych osób, które poznałam przez ten czas bardzo mnie ujęły, choć jest jedna rzecz, którą ciężko znosiłam w naszym towarzystwie- cisza. Jedna pani patrzyła się w okno, inna w ścianę, jeszcze ktoś inny w sufit, takim smutnym wzrokiem, nie mówiąc nic. Wiadomo, strach unosi się w powietrzu, taka wszechobecna niepewność - co to będzie?

      O tym jak ja radzę sobie z chorobą, większość czytelników już chyba wie- najbardziej motywuje mnie rodzina, przyjaciele (czyli Wy) , ale przy okazji myśl, że może ktoś kto to czyta, dostanie jakąś dawkę otuchy. Bywa też, że złe samopoczucie zabijam uśmiechem i żartem :) . Staram się być wyrozumiała, bo jednak może z racji wieku i tego, że np. nie mam męża czy dzieci, inaczej postrzegam tą czarną rzeczywistość. Domyślam się jak ciężko musi być w takich sytuacjach. Nie chciałam za bardzo poruszać tych drażliwych tematów z jednymi z silniejszych matek jakie poznałam, a które leżały ze mną w sali, ale delikatnie próbowałam żeby choć raz w ciągu dnia uśmiechnęły się z mojego głupiego dowcipu. Nic na siłę, przecież sama też potrzebuję najzwyczajniej w świecie się wypłakać, najlepiej zamknąć się w jakiejś klitce, albo zatrzasnąć drzwi od auta i dać upust emocjom, które noszę w sobie. ALE! Kiedy jestem wśród innych, nie chcę żeby utkwił im w głowie obraz mnie totalnie zdołowanej, z podkową na twarzy, bo to własnie oni napędzają mnie do działania.

     Z ciszą, która dla mnie była dość nieprzyjemna radziłam sobie chowając się w nieco głośniejszej, świetlicy dla pacjentów. Tam życie tętni, a ludzie choć podłączeni do kroplówek, chętnie ze sobą rozmawiają. Moją uwagę przykuła pewna rodzina. Mama, tata, brat i siostra chłopaka, który również był na oddziale z mocno zaawansowanym nowotworem (z przerzutami), a dla którego jak już niestety wiedzą rodzice- nie ma nadziei. Mimo wszystko, cała rodzina zrezygnowała ze swoich dotychczasowych zajęć aby spędzać jak najwięcej czasu ze swoim synem i bratem. Żartują w najlepsze, grają w karty i wspólnie rozmawiają, jakby chcieli dowieść, że jest coś silniejszego od choroby. Bo jest! Zapewne nie jest lekko, ale tak bardzo cieszyłam się, że mogłam być świadkiem tego jak bardzo im na sobie zależy. 

     Już wczoraj miałam napisać ten post, ale po powrocie do domu spakowałam walizki i wspólnie z tatą, który tak dzielnie opiekował się mną przez cały tydzień, postanowiliśmy dojechać na ferie do mojej mamy i sióstr. Widok wszystkich w komplecie w połączeniu z moją myślą z tyłu głowy - jakie to ogromne szczęście, że wszystko dobrze się skończyło - to najlepsze lekarstwo. Teraz mogę spokojnie ładować baterie i trochę odpocząć, bo już w poniedziałek , 29 stycznia czeka mnie kolejna wizyta w Warszawie- tomograf. 

BARDZO MOCNO DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE, KTÓRE ODCZUWAM CAŁY CZAS, ALE W TYM TYGODNIU SZCZEGÓLNIE DODAŁO MI SIŁ :)

Pozdrawiam z drugiego turnusu w górach,
Natalia

Komentarze

  1. Przeczytalam calego bloga. JESTES PO PROSTU WIELKA. CZEKAM NA KOLEJNE WPISY. TRZYMSJ SIĘ MŁODA

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Natalia!
    Znamy się z widzenia ze świetlicy centrum onkologii, z Tobą nie miałam okazji rozmawiać, ale Twój Tato powiedział mi, ze piszesz bloga. Dziś na niego zajrzałam. Bardzo się cieszę, ze Tobie się udało, chociaż doskonale wiemy, że ten cień zawsze Ci będzie towarzyszył. Napisałaś o naszej rodzinie, ja jestem mamą tego chłopaka od kart. W jednym się pomyliłaś, ta młoda dziewczyna to była żona mojego syna, pobrali się , gdy mojemu synowi postawiono diagnozę pół roku temu i dotrwała przy nim do końca. Bo on już niestety przegrał swoją walkę. Ale masz rację, bliskość i wsparcie najbliższych są nie do przecenienia. Życzę Ci dużo zdrowia, siły i wytrwałości. Tak żal mi Ciebie i wszystkich młodych ludzi, którzy zamiast cieszyć się życiem muszą walczyć z takimi strasznymi chorobami, ale może to jest cena za to, aby naprawdę cenić życie.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Silna Mamo Kacpra!
      Nie udało mi się z Panią porozmawiać, ale chociaż z pewnej odległości obserwowałam jak ogromnym wsparciem obdarzyliście syna. W szpitalu widziałam już wiele walecznych osób, ale to właśnie Kacper i Pani rodzina mieliście i macie na mnie największy wpływ. Może nieświadomie, daliście to wsparcie także mi i tacie, za co chociaż w ten sposób chciałabym bardzo podziękować. Przepraszam ze złe ocenienie sytuacji, nie byłam pewna czy jest to siostra czy może żona. Teraz rozumiem, dlaczego w jej towarzystwie Kacper był jakby bardziej uśmiechnięty. Bardzo przykro mi, że nie ma go już z nami choć wciąż podtrzymuję to o czym napisałam w poście powyżej. Jest coś silniejszego niż choroba- to miłość, która nadal jest mocna i wciąż trwa między Wami, a przy okazji udziela się też ludziom w pobliżu. Ma Pani rację, pozytywną lekcją jaką daje mi walka z chorobą jest to aby doceniać każdą, nawet najmniejszą chwilę w życiu, a tą ze szpitalnej świetlicy nigdy nie zapomnę. Wyrazy współczucia dla Pani i rodziny.
      Będę się za Was modlić.
      Natalia

      Usuń
  3. Proszę przyjąć najgłębsze wyrazy współczucia dla Pani męża oraz całej rodziny . Będę się modlił za Was i za syna. Tata Natalii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za słowa wsparcia i modlitwę! A tutaj przesyłam link do filmu- wspomnienia o moim synu dodanym przez jednego z jego przyjaciół. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia i siły dla całej rodziny. Mama Kacpra (OBY SILNA!) https://www.youtube.com/watch?v=IdzlWYHp59o&feature=share

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Można odejść na zawsze, by stale być blisko." Piękne, mądre słowa. Bardzo dziękuję, że zechciała się Pani podzielić tymi wspomnieniami. Cały czas Kacper miał najlepszych kibiców, którzy dopingowali w życiu. Mając taką rodzinę i takich przyjaciół, będzie zawsze blisko, bo chociaż nie ma Go już z nami, myślę że to właśnie pamięć o Nim, tym razem będzie dopingować Was. Kacper też musiał być po kimś taki silny, więc na pewno Pani ją w sobie ma 😉. Pozdrawiamy serdecznie i dziękuję w imieniu mojej rodziny za życzenia.

      Usuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)