Remis
Wciąż leżakuję w szpitalu i chłonę sterydy żeby porządnie stanąć na nogi. Wczoraj dobrą wiadomością było to, że nastąpiła poprawa w wynikach, ale nadal do normy mi brakuje. Czas powiedzieć jak bardzo źle było- zostałam przyjęta na oddział z wynikiem ponad 2862 (tak, dobrze wpisałam liczbę) kinazy, przy normie powiedzmy ok. 145. Jeśli jutro dalej będzie pięknie spadał ten wynik, to może przejdę na sterydy doustne, tak na zagryzkę do innych płynów. Dzisiaj rano był obchód. Nie ma to jak tylu gości w białych kitlach na raz w jednej sali, kiedy wygląda się jak po włożeniu głowy do ula. Niestety, potwierdziły się moje przypuszczenia...
Reakcja na urodzinowy wlew była na tyle silna, że moje leczenie jeśli chodzi o immunoterapię zostało zakończone. Taką oto informacją powitał mnie mój lekarz. Mówi się, że czasami gdy u pacjentów działanie na lek było tak toksyczne, mógł on już spełnić swoje zadanie. W moim przypadku leczenie było uzupełniające tj. tak jak opisałam w "Dobijaniu raczka", polegało na dobiciu upartych komórek nowotworowych i zabezpieczeniu się na przyszłość. Mam nadzieję, że to co dostałam do tej pory czyli w sumie trzy wlewy ipilimumabu i jeden nivolumabu wyplewiły wszelkie pozostałości i uzbroiły mnie przed czarnym wrogiem. Nie powiem, mam teraz w głowie mętlik, bo jednak bezpiecznie czułam się ze świadomością leczenia. Teraz misją jest wrócenie do formy.
Nie czuję się nadal jak zwyciężczyni i nie wiem czy tak o sobie kiedyś napiszę. Tak ciężko było mi zaakceptować myśl, że jestem chora, że kiedy lekarz mówi mi przy szpitalnym łóżku (a ja wciąż na nim leżę), że jestem zdrowa, nie mogę w to uwierzyć. Moje życie już nigdy nie będzie wyglądało tak jak wtedy, kiedy rzeczywiście byłam zdrowa. To wiem na pewno. Teraz będę na tych okropnych sterydach, 29 stycznia mam tomograf i kolejne co trzy miesiące, a potem już z mniejszą częstotliwością. Wciąż będzie ten dreszczyk, emocji .... ale przecież " jest Pani zdrowa".
Dlatego właśnie uważam, że najlepiej jest ogłosić werdykt: Remis. Tak będzie sprawiedliwie i dla mnie i dla wroga, bo i on dał mi popalić i ja mu też. Będę dalej Was informować o tym co się u mnie dzieje, bo może choć nie będę już miała wlewów, to wciąż rozumiem problem jakim jest choroba. Staram się aby posty nie dotyczyły tylko szpitala, drinków i innych takich atrakcji, ale pokazać jak wygląda walka zza kulis. Na pewno będę informować co dalej, bo może komuś moje wirtualne gryzmoły dodadzą otuchy, a ja przy okazji też się lepiej poczuję.
Witajjjj Natalcia czytam te gryzmoly i śpieszę ci donieść po pierwsze. Gratulacje w odniesionej Walce... Po drugie to jak piszesz to na pewno swiadczy o twym talencie do pisania i informacji dla Twego czrnegoraczka że na Słabeusza nie trafił i jest skazzny na :MARNE SZANSĘ: Pozdrawiam Ciebie Ciepolo twój Morsik!!!
OdpowiedzUsuń