Hiszpańska filozofia

     Wspomniałam we wcześniejszych postach o tym, że niedawno zaczęłam się uczyć hiszpańskiego. Zarówno język jak i kultura tego państwa jest unikatowa i bardzo mi się spodobała. Szkoła językowa, w której się uczę, przenosi ten klimat na zajęcia. Bywa bardzo zabawnie, ale i filozoficznie. Ostatnio uczyliśmy się o czasowniku `być`. Będzie trochę filologicznie, ale mam nadzieję , że z puentą :) 

    W języku hiszpańskim są trzy czasowniki `być` : ser, estar i haber. Każdy używa się w innych sytuacjach, ja skupię się na ser i estar. Ten pierwszy używa się, kiedy mówimy o cechach stałych, a drugi, kiedy mówimy o cechach zmiennych. W praktyce, jak to wytłumaczył nam nasz nauczyciel, można zrobić test aby mieć pewność który czasownik użyć. Wystarczy pomyśleć sobie czy np. jak pójdę spać i obudzę się rano, to czy dana cecha dalej będzie taka sama? Przykładowo być wysokim użylibyśmy z czasownikiem ser, ponieważ kolejnego dnia dalej będziemy wysocy, tak więc jest to cecha stała. Wiem, że pewnie teraz zastanawiasz się co to ma do rzeczy z czarnym raczkiem, ale cierpliwości, zaraz wszystko wyjaśnię.
     Na zajęciach padł też przykład `być chorym`. To co powiedział nauczyciel tak mnie zszokowało (negatywnie), że powstał pomysł na ten temat na bloga. Okazuje się, że sprawa jest kontrowersyjna, bo zależy od tego czy jest to cecha stała, czy zmienna. Zdaniem nauczyciela, który przedstawił jak używane jest to sformułowanie w Hiszpanii, ludzie, którzy są chorzy (tu cytat) "np. mają raka, mają nadzieję , że wyzdrowieją dlatego traktują to jako coś przejściowego i mówią `estar + enfermo`, ale my mówimy o takich ludziach w kategorii cechy stałej, bo jednak taka choroba to coś względnie stałego". Trzymałam się na wodzy na tej lekcji, bo czułam się jakby nieświadomie mówiono o mnie w trzeciej osobie, a w dodatku totalnie nie zgadzałam się z tą zasadą. 
     Pierwszy onkolog, u którego byłam na moje pytanie - jak długo będzie trwało leczenie, odpowiedział "Trudno powiedzieć, ale to jest choroba na całe życie, bo chociaż czasami nie będzie widać oznak nowotworu, cały czas będzie nad Panią wisiało ryzyko przerzutów". Z perspektywy czasu myślę sobie- i co z tego?! Nie przywiązuję się do czarnego raczka, bo to byłby (dosłownie i w przenośni) chory związek. Ci Hiszpanie, niby tacy rozrywkowi i pozytywni, a jeśli chodzi o ten przykład, bardzo mnie rozczarowali. Czy warto mieć nadzieję? Tak! Bo wierzę w to, że cuda na tym świecie się nie- zdarzają, tylko dzieją cały czas. Wiele sytuacji, które miały miejsce w czasie mojej choroby postrzegam jako cuda, np. to, że w odpowiednim czasie pojawiali się ludzie, którzy bardzo mi pomogli. Za cud uważam to, że jestem członkiem badania klinicznego. Po pierwsze musiałam spełniać odpowiednie kryteria, a po drugie udało mi się to osiągnąć tuż przed zamknięciem naboru. W całym centrum onkologii w Warszawie leczonych w ramach tego badania jest ok. 34 osób (w tym ja). Skoro dzieją się takie rzeczy, nie mogę myśleć negatywnie. Pytanie tylko: jak przekonać Hiszpanów, żeby nie traktowali bycia chorym na raka jako cechę stałą? Aż chce się powiedzieć- Despacito koledzy i koleżanki! Skoro ja mam nadzieję, że pozbędę się tego potworka, to dlaczego ktoś może sugerować mi, że będzie inaczej? 
     Czasami osoby, które nie są na bieżąco z tym jak się potoczyła moja historia choroby, kiedy spotykają mnie, zadają mi standardowe pytanie z wyczuwalną nutką (a właściwie nuuutą) dramaturgii w głosie- Hej... (pauza) Jak tam się czujesz? (pauza) Trzymasz się jakoś? Nie wiem po co ta atmosfera grozy, przecież w kalendarz nie mam zamiaru kopnąć, a ostatnio nie wyglądam chyba aż tak źle ;P. Odpowiedź na te pytania można znaleźć zarówno w tym jak i poprzednich postach. Nie mam pojęcia ile rund czeka mnie w tej walce, ale cały czas mam i będę miała nadzieję, że spotka mnie coś wspaniałego. Ktoś mi ostatnio powiedział, że powinnam unikać ludzi wciąż narzekających i negatywnie nastawionych do życia. Nie jestem samobójczynią, ale uważam, że może właśnie z takimi ludźmi powinno się być, żeby przekazać im te dobre myśli. Bywa już tak, że trzeba iść pod prąd żeby odwrócić się ze zdwojoną siłą. Nie zawsze jestem posłuszna i słucham rad innych, ale dzięki temu to, czego się nauczę, ma dla mnie największą wartość. 
 ¡Hasta luego!
     

Komentarze

  1. Hej,

    Kibicuje Ci w wlace ! Na pewno bedzie dobrze ;)
    Ale jak chodzi o hiszpanski, to niestety twoj nauczyciel nie ma racji - czasownik "ser" w odniesieniu do chorob odnosi sie wylacznie to chorob psychicznych i nawet w tym przypadku niezwykle rzadko. A wiec glowa do gory. Jak juz sie pojawisz w Hiszpanii na dluzej, to nie tylko Twoja choroba bedzie przeszloscia, to bedziesz miala okazje zobaczyc, ze zaden chory nie jest "ser" tylko "estar".
    Pozdrawiam, trzymaj sie cieplo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :D
      Bardzo dziękuję Ci za słowa wsparcia, które z pewnością motywują mnie do walki! Jak to dobrze, że są tu też specjaliści od hiszpańskiego. W takim razie wyjaśniło się, że jestem "estar" :)
      Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

      Usuń
  2. Następny wpis, który tu czytam. Bardzo fajny blog. Nie wiem czy tutaj komentarze budują jakoś statystyki, ale zostawiam kolejny komentarz z nadzieją, że Twoja strona trafi do dużej ilości odbiorców. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że blog się spodobał. To znaczy, że cel, za który postawiłam sobie wsparcie dla innych ludzi opowiadając moją historię chyba już w jakimś stopniu się spełnił. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Super że opisujesz cały etap leczenia i przemyślenia swoje. Ja boję się swojego czerniaka i tą dietą na nowo mnie zmotywowałas. Zaóważyłam że jak jest stabilnie to odpuściłam sobie , ale teraz wracam na właściwą ścieżkę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)