Światowy Dzień Walki z Rakiem

     Gdybyśmy obchodzili zwykły poniedziałek, zwykły wtorek, zwykłą środę itd., prawdopodobnie wyjątkowość tygodnia byłaby zależna tylko od tego jak sami nim pokierujemy i co zrobimy aby dany dzień był szczególny. Idea obchodzenia Światowego Dnia... czegoś, może być pomocna, aby skupić się na danej sprawie. Kalendarz tzw. Świąt nietypowych jest wręcz wypchany różnymi ciekawymi propozycjami, które choć czasami gloryfikują także dość trywialne czynności jak np. Światowy Dzień Spania w Miejscach Publicznych (26 lutego), Dzień Czystych Okien (12 kwietnia), czy Dzień chodzenia do pracy inną drogą (9 lipca), zawiera także bardzo istotne nietypowe święta. Dzisiaj na przykład, przypada Światowy Dzień Walki z Rakiem. 

     W 2000 roku, kiedy ja miałam cztery latka i rak był dla mnie tylko pełzającym owocem morza, a nie- chorobą, podczas Światowego Szczytu Walki z Rakiem w Paryżu ustalono, że to właśnie 4 lutego będziemy obchodzić Światowy Dzień Walki z Rakiem. Teraz mam 21 lat i w związku z moją chorobą nowotworową, czuję się w pewien sposób odpowiedzialna za to, żeby więcej osób usłyszało o tym dniu. Niestety, z roku na rok coraz więcej osób dotyka ta paskudna choroba, z której wyzdrowienie, nie ma co się oszukiwać, jest nieco trudne. Walka polega nie tylko na leczeniu onkologicznym, poddawaniu się operacjom, ale też na psychicznej walce, żeby wierzyć głęboko w wygraną. Jakiś czas temu stwierdziłam, że w tej chwili u mnie jest 1:1 w walce ja vs czarny raczek i dalej się tego trzymam. Ostanie wyniki tomografii wskazały, że tak w 100% `czysto` nie jest, dlatego będę się regularnie badać, a kiedy zajdzie taka potrzeba (chociaż mam nadzieję, że nie ;) ) myślę, że będę gotowa żeby znów się z nim zmierzyć. Jeśli jest coś co mogę zrobić w tym dniu, to chyba zachęcić do regularnych badań, bo jak wiadomo, wcześnie wykryty rak ma znacznie lepsze rokowania. Lekarze na prawdę nie gryzą i mogą nam pomóc. 

      O tym jak dowiedziałam się o chorobie napisałam w "Czarnym początku". Sama, zupełnie przypadkiem wyczułam pod prawą pachą jakby kulkę, która w cale nie bolała, ale zaniepokoiła mnie jej wielkość i to, że dało się ją ruszać. Teraz cieszę się, że tak szybko zareagowaliśmy, że pojechaliśmy do chirurga-onkologa już kolejnego dnia i zrobiono mi biopsję. Mimo, że jej wynik zmienił moje życie, to jednak mogłam zacząć moją walkę. Nie chcę gdybać i zastanawiać się co by było, gdybym np. wyjechała do Madrytu na dwa miesiące bez wcześniejszej biopsji, ale przypuszczam, że wówczas moje szanse na wyzdrowienie byłyby słabsze. Wniosek: im wcześniej, tym lepiej. Jeśli możesz zadbać o swoje zdrowie- badaj się regularnie.

     Odkąd w listopadzie założyłam bloga, podzieliłam się tutaj kawałkiem mojego życia, staram się pisać nie tylko o tych przykrych chwilach jakie mnie spotkały w związku z chorobą, ale także o tych dobrych. Dlaczego się nimi dzielę? Szczerze- nie zastanawiam się nad tym kiedy dodaję nowy post, po prostu chcę nadać tej mojej walce większy sens. Zależało i cały czas zależy mi na tym, żeby to słowa dodały komuś siły w jego walce. W Światowy Dzień Walki z Rakiem zamieszczam po raz pierwszy moje zdjęcie, które może symbolicznie podkreśli solidarność z osobami, które mierzą się z rakiem. 



Natalia 



Komentarze

  1. Długo zastanawiałam się czy Ci coś napisać, jednak po przeczytaniu wszystkich Twoich postów doszłam do wniosku, że muszę Ci coś "powiedzieć".
    Jesteś naprawdę silną osobą i jestem pod wielkim wrażeniem, że osoba w moim wieku potrafi tak dzielnie iść przez życie i czerpać z niego garściami.
    Dzięki Tobie zroumiałam jak wiele rzeczy jest błahych, że tak naprawdę dorosłość i samo życie nie jest wcale takie straszne. Straszne jest, gdy musisz o to życie walczyć. I właśnie za to chciałabym Ci bardzo podziękować. Za to, że pomimo iż piszesz o chorobie to dzięki Tobie ja - osoba zdrowa, nie załamałam się. Dowiedziałam się o Twoim bloku w nieciekawym momencie życia - chociaż teraz uważam, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. I to wszystko dzięki Tobie.
    Mimo że jestem w pełni zdrowa to temat raka jest mi bardzo dobrze znany. Chemioterapia, wlewy - wszystko to przeszłam i przechodzę dalej z Moją Bohaterką, która również tak jak Ty się nie poddaje.
    I tego właśnie Ci życzę. Żebyś nigdy się nie poddała, choćby bolało jak cholera, choćbyś nie miała siły. Wiem, że jesteś pozytywną osobą, ale każdy w życiu ma momenty załamiana. Moja Bohaterka również. Gdy dowiedzieliśmy się o Jej chorobie to było jak grom z jasnego nieba. Myślałam, że to tylko chory żart, jednak ten chory żart okazał się chorą rzeczywistością. I nie wiem kto był bardziej załamany - ja, najbliźsi czy Moja Bohaterka. Myślę jednak, że ten który choruje ma więcej optynizmu niż my - ludzie, którzy Was wspierają. Macie więcej siły i wiary. I za to Ciebie i innych podziwiam.
    Dzięki Tobie przypomniałam sobie jak ważna jest rodzina. Zawsze była ważna, lecz teraz chyba bardziej doceniam słowo "ważna".
    Mam nadzieję, że kiedyś powiesz "Tak, wygrałam z czarnym raczkiem". Trzymam mocno za to kciuki. Pamiętaj, nie poddawaj się.
    Jeszcze raz dziękuję.
    PaniKa
    P.S Dla mnie też jesteś Bohaterką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Wszyscy mamy chyba swoich Bohaterów, ja też wielu takich poznałam i każdy miał na mnie pozytywny wpływ, zwłaszcza kiedy miewałam chwile załamania. To pewnie normalne, kiedy walczy się o życie, a efekty nie są widoczne jak za pstryknięciem palca. Właściwie, nie tylko w bajkach, ale w realu również, Bohaterowie mają swoich pomocników, którzy są niezbędni do tego aby Bohater spełnił swoje zadanie. Pewnie Ty też nim jesteś 😉, a to bardzo ważne choćby po to żeby wesprzeć i zmotywować. Sama też zastanawiałam się jak to jest z tym optymizmem i czemu teraz mam go może trochę więcej niż wcześniej, kiedy byłam zdrowa. Doszłam do wniosku, że cała 'maszyna' pracuje dobrze, bo po prostu potrzebujemy siebie wzajemnie, aby wyciągnąć z tego doświadczenia wartościową lekcję, chory- zdrowego, a zdrowy- chorego. Cieszę się, że tworzy się wśród komentarzy taki mój solidny Plan B, z którego mam nadzieję nie będę musiała korzystać za często. Jeśli będę przeżywała jakieś trudne chwile, to co przeczytam pod postem na pewno postawi mnie na nogi. Dziękuję za tak wiele miłych słów 😀 Pozdrawiam Ciebie i Twoją Bohaterkę
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś Natalio piękna i dzielna. Będziesz żyła pełnią życia. Założysz rodzinę i zostaniesz kiedyś mamą. Tak czuję po przeczytaniu Twoich postów. Czas zrobi swoje i wykopiesz raka na koniec świata. Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa przeczucie :D. Bardzo mi miło i mam nadzieję, że te słowa się kiedyś spełnią. Pozdrawiam Natalia

      Usuń
  4. Czas jest bardzo cenny. Moja mama również wyczuła coś pod pachą, wcześniej ją nawet pobolewało, ale stwierdziła, że to nadwyrężenie, że minie. Niestety, nie minęło. Usg, mammografia, biopsja... wiadomo, że nowotwór, wiadomo, że złośliwy, ale nie wiadomo jaki. Operacja z ciekawości. Diagnoza: nowotwór z osłonek nerwowych. Nie wiedzą co z tym zrobić, kierują nas pół Polski dalej. Z CO we Wrocławiu, wylądowałyśmy w COI w W-wie u Dr. Rutkowskiego. Dla mojej mamy to ciężka podróż. Po kolejnych badaniach okazało się, że to czerniak bezbarwnikowy. Nie wiadomo skąd, nikogo nawet nie interesuje jego 'pochodzenie'. Po kliku miesiącach dowiadujemy się, że są przerzuty, nikt nas nie uświadomił, lekarze wiedzieli, nie mówili nic, wynik TK gdzieś zaginął, odebrałyśmy go dopiero po pierwszej wizycie w COI. Cios. Po drugiej wizycie w stolicy wracamy do Wro, skierowanie na kolejne TK. Guzy się powiększyły. Guz pierwotny - dół pachowy lewy, przerzuty do węzłów chłonnych, płuc i opłucnej oraz do węzłów z drugiej str. Pierwsza wizyta w centrum - lipiec, początek leczenia - styczeń. Cudowna polska służba zdrowia. Kiedy dostałyśmy kartę DiLO miałyśmy 'prawo' do wizyty w centrum na drugi dzień. Wizyta była prawie 2 tyg. później. Jasne, rozumiem, dużo ludzi choruje, to bardzo przykre... jednak nie wiem po co te przepisy, które nijak mają się do rzeczywistości. Lekarze traktują pacjentów przedmiotowo. Gdy pierwszy raz lekarz przepisał złe dawkowanie leków, dla innej pani doktor nieważne było czy to dobrze tylko to, że ona będzie miała 'porządek' w papierach. Abstrakcja. Uważam, że żeby w Polsce chorować, trzeba mieć końskie zdrowie. Leczenie pomaga, długa droga przed nami, ale wierzę, że będzie dobrze. Choć po słowach lekarza ' tego się nie da wyleczyć, możemy to tylko zahamować', czujemy się jakbyśmy zostały spoliczkowane, to płomyk nadziei nie gaśnie w naszych serduchach.
    Miło czytać, że u Ciebie dobrze. Trafiłam tu całkiem przypadkowo, ale na pewno będę zaglądać ;-)
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to przykre że takie sytuacje mają miejsce, a przepisy wciąż mają wiele luk. Być może zanim się je wprowadzi powinny być dokładniej przemyślane pod względem organizacyjnym. Niektórzy lekarze bywają mało empatyczni wobec pacjentów, choć są też i wyjątki. Pamiętam pierwszą wizytę w COi w Warszawie. Zwykłe `Dzień dobry` i podanie mi ręki, to że lekarz się przedstawił, już wzbudziło we mnie poczucie bezpieczeństwa i zaufanie. Wierzę, że jestem w dobrych rękach. W tym roku będę miała 22 lata. Odnoszę wrażenie, że z racji młodego wieku jestem pod jakby większą obserwacją. Przykro jest patrzeć kiedy osoby starsze są traktowane może nie, gorzej, ale z `mniejszym priorytetem`. Tymczasem wiek nie powinien dyktować podziałów, w szpitalu strefa VIP nie powinna istnieć. Mam nadzieję i tego życzę, że pacjentom takim jak Pani mama, uda się zarazić pozytywną energią i radością z życia tym, którym jej brakuje. Dużo zdrowia i wytrwałości!
      Pozdrawiam,
      Natalia

      Usuń
    2. Być może masz rację, choć ja uważam, że to zależy od charakteru i podejścia zawodowego danego lekarza. Pani doktor rodzinna, do której mama udała się ze swoim problemem na początku- super kobietka. Wiem, że istnieją dobrzy lekarze z powołania i życzę wszystkim, by na takich trafiali. A zarazem życzę, by nie mieli takiej potrzeby. Los jest niesprawiedliwy, to wiadome nie od dziś, ale jak to moja mamuśka mówi 'tak miało być', czy to wszystko ma jakieś przesłanie? Na pewno. Tylko uczymy się czegoś z czasem. Nic nie przychodzi od tak. Lekcje życia są długie i czasochłonne. Nauczyłam się wiele, ale to wszystko siedzi we mnie. Coś za coś, taka jest prawda. I też co nas nie zabije to nas wzmocni. Tobie również wszystkiego dobrego. Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)