Dzielny pacjent

     Nie tak dawno napisałam, że jestem świadoma tego, że muszę robić w życiu małe kroki i na etapie, na którym jestem poruszam się wręcz jak Gejsza, a wszystko po to żeby kiedyś zrobić taki większy krok- może zagraniczny. Problem w tym, że czasami po prostu mnie nosi, tak bardzo chciałabym korzystać z każdej chwili życia, które sobie wywalczyłam. Trzeba chyba kiedyś odebrać małą nagrodę za to, że skopało się tyłek czarnemu raczkowi. W związku z tym, że jeszcze nie otrzymałam, chociażby jakiejś naklejki z napisem `dzielny pacjent` (to dopiero paradoks, że jak kiedyś zwalczyłam katar to taką dostałam, a za nowotwór nie :D ), uznałam jakiś czas temu, że moją nagrodą będzie wyjazd w ramach studenckiego programu Erasmus, do Hiszpanii. Kilka dni temu złożyłam moją aplikację, a wczoraj miałam rozmowę kwalifikacyjną i... udało się! Zostałam przyjęta na semestr letni 2018/2019. 

  

  Wcześniej opisywałam jak bardzo irytujące jest, kiedy nieraz słyszę od rodziców "nie powinnaś planować", ale warto marzyć i choć do tej pory nie stawiałam konkretnych dat w przyszłości, kiedy w końcu to zrobiłam, nadal podchodzę do tego z dystansem. Łatwo nie jest, bo kiedy dowiedziałam się, że moja aplikacja została zaakceptowana, miałam ochotę skakać ze szczęścia. Powstrzymały mnie dwie rzeczy: 1) akurat byłam w aucie 2)moje mięśnie nóg nie są jeszcze na tyle mocne. Rozmawiając wcześniej z rodzicami na temat mojego wyjazdu przedstawiłam szereg argumentów, dlaczego warto. Między innymi, mój  wybór uczelni nie jest przypadkowy. Na szczęście nie dostałam jeszcze sklerozy od tych leków i pamiętam, że mając czerniaka, lepiej unikać słońca zwłaszcza, kiedy jedzie się na studia w semestrze letnim. Mając to na uwadze, wybrałam uczelnię w północnej części Hiszpanii, gdzie teren jest też bardziej górzysty i raczej nie będzie tak grzało. Mam wrażenie, że mamę i tatę przekonał ostatni podany przeze mnie argument - "W sumie, zawsze mogę zrezygnować". Tym zdaniem pewnie poczuli się uspokojeni. 

     Oczywiście, jestem w pełni świadoma, że uczestniczę w badaniu klinicznym i będę musiała przyjeżdżać na kontrolne badania, oraz najważniejsze- wciąż mam na uwadze, że ich wyniki mogą być różne. Ja tylko, sugerując się pozytywnym myśleniem i marzeniami, nie chcę stać w jednym miejscu. Do wyjazdu pozostało (nie żebym już odliczała) jakieś 11 miesięcy i 7 dni, i liczę się z tym, że wiele może się jeszcze wydarzyć. Mimo wszystko mam teraz coś, co mnie motywuje do tego żeby o siebie dbać, kontrolować i uczyć się więcej hiszpańskiego. Już raz musiałam wrócić z Madrytu z powodu mojej choroby i to w najgorszym momencie- na początku, więc akurat po takim przejściu jestem może silniejsza i nawet jeśli (choć jednak miło by było uniknąć takich sytuacji) coś sprawi, że nie będę mogła pojechać- świat się nie zawali, bo mam taką swoją listę marzeń, która nie jest spisana w kalendarzu, najzwyczajniej w świcie, kawałek świata, który chciałabym zobaczyć poczeka na swój dzień.

Takie widoki jeszcze bardziej przekonały mnie do aplikacji


ZDROWOTNY UPDATE 

     Dawno już nie dałam znać, jakie są wyniki moich wycieczek po gabinetach lekarskich. Odwiedziłam ostatnio inną Panią okulistkę, która podobnie jak poprzednia lekarka stwierdziła, że mam w lewym oku zmiany zwyrodnieniowe i jakieś dziurki na siatkówce. Różnica polega na tym, że pierwsza Pani uznała, że warto poczekać z zabiegiem laserowym około pół roku, a druga Pani, że najlepiej zrobić to w ciągu miesiąca. Przyznaję, że trochę się rozjechały w tych terminach. Skonsultowałam się telefonicznie z moją lekarką prowadzącą z Warszawy, która na moje pytanie - co mam robić? odpowiedziała "Pani Natalio, jeśli mi dwóch lekarzy mówi coś innego, to idę do trzeciego". Wygląda na to, że w związku z tym czeka mnie kolejna wizyta. Właściwie po systematycznym, cotygodniowym zmniejszaniu dawek sterydów przy obecnej- 5 mg mam się całkiem dobrze i dopiero przy tej dawce bóle głowy występują coraz rzadziej. W przyszłym tygodniu odstawiam je, i mam nadzieję że już ich nie będę łykać. Staram się odżywić organizm naturalnymi środkami po takiej porcji G jakie musiałam przyjmować, mam na myśli moją dietę. Warzywka już na stałe zagościły w moim menu :). 

Komentarze

  1. Trzymam za Ciebie cały czas kciuki i mam nadzieję, że uda Ci się spełnić marzenie o Erasmusie. Liczę też na to, że przezywciężysz chorobę i nie będziesz musiała ze wszystkiego rezygnować.
    Dziękuję Ci, że prowadzisz tego bloga - dzięki Tobie ja sama się jeszcze nie poddałam. I nie mam tu na myśli choroby mojej Bohaterki.
    Zazdroszczę Ci Twojego optymizmu. Chciałabym mieć go chociaż trochę.
    Nie poddawaj się!
    PaniKa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! 😀 Właściwie, jedyne z czego zrezygnowałam przez chorobę to niektóre produkty np. słodycze, sól, wszystko co smażone itp., no może jeszcze musiałam zrezygnować (wyciąć) trochę węzłów chłonnych. Cała reszta po prostu czeka na swoją kolej, została przeniesiona 'na później'. Bardzo mnie cieszy, że się dobrze trzymasz, z całą pewnością jeteś silną kobietą 😉 Wszystkiego najlepszego !
      Pozdrawiam,
      Natalia

      Usuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)