Grupa wsparcia

Z dedykacją dla osób wspierających chorych.

     Wbrew pozorom, nie zamierzam pisać w tym poście o typowej grupie wsparcia jako jakiejś `organizacji` zrzeszającej osoby o podobnym problemie, które wspólnie próbują je zwalczyć. W życiu osoby chorej też zazwyczaj tworzy się taka grupa wsparcia, ale ja postrzegam ją nieco inaczej niż opisany model. Kiedy dopadł mnie czerniak, początkowo było mi bardzo ciężko zaakceptować tak natychmiastowe zmiany w moim życiu, rodzice nie widzieli mojej reakcji na wieść o chorobie, ponieważ jak już wspomniałam, byłam wtedy w Madrycie. Jedynie słyszeli mój zapłakany głos przez telefon. Zachowali się najlepiej jak mogli w takiej sytuacji, od razu zapewniając mnie, że będziemy walczyć razem i non stop powtarzając, że muszę być silna. Po powrocie do Polski tata poprosił mnie o coś jeszcze, zanim zaczęliśmy jakiekolwiek badania związane z diagnozą- "Obiecaj, że jeśli uznamy, że nie będziesz sobie radziła psychicznie z chorobą, pozwolisz sobie pomóc". Obiecałam. Na szczęście radzę sobie chyba coraz lepiej, a to dlatego, że mam właśnie swoją grupę wsparcia 😊

      Bardzo mi miło czytać wiadomości od czytelników czy to w komentarzach pod postami, czy w wiadomościach prywatnych na Facebook`u. Wiem, że są wśród Was także osoby, które są krewnymi/przyjaciółmi kogoś chorego. Czasami piszecie, że czytając bloga możecie bardziej zrozumieć jak to jest być po tej `drugiej stronie`. Tak jak napisałam pewnej czytelniczce w odpowiedzi, wydaje mi się, że jesteśmy po tej samej stronie, ale inaczej przeżywamy chorobę. Ja może jeszcze w małych ilościach mam w sobie tego intruza, ale zwalczam go wspólnie z tymi, którzy mnie dopingują. Oczywiście jest to rodzina, przyjaciele, znajomi, ale też obcy ludzie, którzy nieświadomie dadzą mi przykład godny do naśladowania. Wiadomo, chory jest znacznie bliżej wroga, ale dzięki odpowiedniemu wsparciu może zdziałać cuda. Naprawdę uważam, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Wiem,ze ludzie różnie reagują w trudnych chwilach, ponoć są i tacy pacjenci, którzy zamykają się na innych. Tak logicznie myśląc, zanim postawiono diagnozę, wpływ na nasze dobre samopoczucie miało z pewnością też to, że przebywało się wśród ludzi, żyjąc normalnie. Nie ma więc sensu się izolować.

      Odpisując na pewien komentarz pod postem "Światowy Dzień Walki z Rakiem", stwierdziłam że podobnie jak w bajkach, w rzeczywistości są bohaterowie, którzy z czymś walczą, ale też i pomocnicy bez których dany bohater nie wygrałby tak łatwo. Kiedy powiedziałam przed chwilą mamie o czym piszę nowy post, usłyszałam od niej "Dla mnie najtrudniejszy był moment odczytania wyniku". Mamo, tato - jesteście najdzielniejsi :) Ta cała grupa wsparcia to najlepszy powód do walki. Chociaż! Wiem, że im także bywa bardzo ciężko. Wybrnęłam z tego podobnie jak mój tata wobec mnie na początku, powiedziałam i rodzicom i najbliższym znajomym "Nie chcę zobaczyć nikogo płaczącego, załamanego, proszę traktować mnie tak jak zawsze. Obiecujecie?". Obiecali.

     Moja najmłodsza siostra (prawie 5 lat) też wie, że czasami muszę jeździć do Warszawy żeby być zdrową. Jest taka kochana, że zawsze rysuje mi na drogę nowy obrazek, żebym o niej myślała. Zawsze myślę, nawet jak nie widzę tego arcydzieła. Ala i Ola są starsze i więcej rozumieją. One też się o mnie troszczą, nawet w takich drobiazgach jak choćby wniesienie mojej walizki po schodach do pokoju. Chyba zrobi się mała prywata, ale jak już tak bujam w obłokach to nie mogę pominąć dziadków, wujków i cioć. Wszyscy są na bieżąco z tym co u mnie słychać, i zawsze mogę liczyć na motywujące słowa. Najlepsze na świecie koleżanki, znajomi, wszyscy których poznaję na mojej drodze (a wciąż ich przybywa) przyczyniają się do tego, że kiedy tak sobie stukam w klawiaturę, uśmiecham się od ucha do ucha. Poczułam, że muszę napisać osobny wpis tylko o tych i dla tych, którzy są dla mnie najważniejsi. Jeśli więc czyta to ktoś, kto jest krewnym/przyjacielem kogoś chorego- ona/on na 100% docenia Twoje wsparcie. Choć może tak jak ktoś ostatnio do mnie napisał, też boisz się o tą bliską osobę, to zupełnie naturalne. Warto sobie wtedy powiedzieć niczym w jednym z polskich filmów- "Twardym trzeba być, a nie miętkim!". I to chyba hasło i dla chorego, i dla zdrowego!

Komentarze

  1. To tylko ja .... buziaka, przesłała - ciocia M.P. :-) ... żaden przystojny brunet !!! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Hahaha a już zaczęłam się zastanawiać cóż to za Gall Anonim :*

      Usuń
  2. wszak ciemnowłosa ze mnie kobieta... ale przepraszam, że "czar prysł" ;-) ..... :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)