NOWA NORMALNOŚĆ

Chyba nadszedł czas na coroczny wpis na blogu. Dostałam ostatnio trochę wiadomości z pytaniami od nowych czytelników, jaki jest ciąg dalszy mojej historii i co słychać. Zanim zacznę odpowiadać na to pytanie, na początku najważniejszy update, o którym napisałam w moich mediach społecznościowych w styczniu, ale zapomniałam napisać też tu i bardzo za to przepraszam - udało się wywalczyć refundację terapii adjuwantowej! Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego swoim podpisem pod petycją, pewnie już sporo pacjentów mogło m.in. dzięki Wam z niej skorzystać w tym roku.

To jak wygląda moje życie po chorobie? Zdecydowanie nie jest takie samo jak wcześniej tzn. zanim zachorowałam. Wydaje mi się, że większość pacjentów dość utopijnie wyobraża sobie zakończenie leczenia. Na pewno czeka się z utęsknieniem i nadzieją na ten moment - zero leczenia, zero szpitali, zero problemów i powrót do normalnego życia i realizacji marzeń. Aż chce się stworzyć serię obrazków oczekiwania vs rzeczywistość, bo jak sama się przekonałam nie zawsze jest ona taka jak sobie wyobrażamy. Tylko jeden element z tych oczekiwań się sprawdza - zero leczenia i podkreślę to - jestem za to ogromnie wdzięczna. Ostatni wpis z września był także ostatnim dniem mojego leczenia. Kolejnego dnia obudziłam się rano i nie musiałam połknąć tych okropnych tabletek przezywanych przez mnie "kretem". Jak każdy zdrowy człowiek w końcu mogłam zacząć dzień od śniadania, poważnie, najlepszego w moim życiu :). Później zaczęłam etap odnajdywania się w nowej normalności i przyznam, że nie było mi łatwo. Nadal, co trzy miesiące jeżdżę do Warszawy na kontrolne badania. Zawsze wiąże się to ze stresem, średnio załącza się dwa tygodnie przed kontrolnym tomografem. Ostatni tomograf miałam w ten poniedziałek, opis badania szczęśliwie był dostępny tego samego dnia - wszystko stabilnie w porządku. Mogę odetchnąć, chociaż pewnie w okolicach kolejnej wizyty stres powróci. Kiedy wchodzę do szpitala, widzę tych wszystkich chorych, którzy dalej walczą o życie jest trudno, chciałoby się im jakoś pomóc, ale pozostaje bezradność. 

Pod koniec zeszłego roku, sama zaskoczyłam się myślą, że potrzebuję "przerobić" kilka wątków ze specjalistą żeby zamknąć etap choroby i zaakceptować nowy. To była moja decyzja, do której chyba musiałam dojrzeć. Spotkałam się kilka razy z psychoonkologiem. Postanowiłam poruszyć teraz ten temat na blogu, bo prowadząc grupę na Facebooku, która zrzesza już prawie 1000 pacjentów, zauważam że jest sporo ludzi, którzy nie radzą sobie z chorobą, albo inaczej, bardzo cierpi na tym zdrowie psychiczne ich, bądź też osób z najbliższego otoczenia. Samej ciężko było mi już czytać wpisy "nie mam już na nic siły", "mam tego dość" itp. Osobiście, na początku choroby blog stał się moim terapeutą. Później, był etap, że emocje przeżywałam sama nie dzieląc się tym tutaj, aż tu nagle, kiedy wszystko się szczęśliwie skończyło i wkroczyłam w nową rzeczywistość poczułam, że jednak chcę zgłosić się do specjalisty i porozmawiać. To było jakoś po tym jak w pracy w szkole jedno z dzieci odważyło się zapytać mnie po lekcji, patrząc na bliznę pooperacyjną "Co się Pani tutaj stało?". Już na pierwszym spotkaniu z psychoonkologiem wyrzuciłam z siebie najcięższe emocje, także obawy, które we mnie tkwiły, a o których nigdy wcześniej nie wspominałam. To było bardzo pomocne doświadczenie. Przede wszystkim nauczyłam się, że dobrze jest dać sobie pomóc. Zdecydowałam się o tym napisać, bo może czyta to pacjent, w trakcie lub po leczeniu, który waha się czy skorzystać z takiej pomocy, albo nie wiedział że taka pomoc istnieje. W mojej opinii uważam, że warto. Zdrowie mentalne jest równie ważne jak zdrowie fizyczne. 

Jeśli chodzi o moją kondycję zdrowotną nie mam co narzekać. Miałam w międzyczasie drobny zabieg wycięcia znamienia, które mnie niepokoiło i postanowiłam je szybko usunąć. Całe szczęście okazało się być jedynie znamieniem barwnikowym. Poza tym, zaszczepiłam się na COVID zgodnie z zaleceniami lekarzy. Staram się też przygotowywać do zbliżającego się 14 Onkobiegu (już 12 września), drugiego dla mnie. Nie jest to łatwe, bo w sumie trzy tygodnie byłam za granicą i tym samym nie trenowałam. Dwa tygodnie spędziłam sama w Portugalii. Postanowiłam pojechać sama z dwóch powodów. Po pierwsze żeby przezwyciężyć lęk, który miałam odkąd będąc sama w Hiszpanii dowiedziałam się o diagnozie, po drugie żeby na spokojnie przemyśleć co dalej, ponieważ planuję poważne zmiany zawodowe. To było ciekawe doświadczenie, sama zaplanowałam całą podróż od A do Z. Przemieszczałam się po różnych pięknych zakątkach Portugalii i chyba udowodniłam sobie, że jest już ok i że daję sobie radę. Cztery lata temu w Hiszpanii nie mówiłam w ogóle po hiszpańsku przez co w momencie kiedy dowiedziałam się o chorobie byłam jeszcze bardziej zagubiona. Tymczasem teraz okazało się, że Portugalczycy byli bardziej skłonni mówić po hiszpańsku (który już trochę poznałam) niż po angielsku. Zanim wyjechałam, większość osób na wieść o tym, że planuję jechać sama reagowała bardzo podobnie pytaniem "nie boisz się?". Bałam się jak cholera, ale potrzebowałam zmierzyć się z takim wyzwaniem żeby przekonać się, że nie było się czego bać. Wiem, to zawsze ryzyko, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje nie pije szampana. Albo jak w tym przypadku, dobrego portugalskiego wina. Tę podróż na zawsze zapamiętam jako super przygodę podczas której dużo się nauczyłam i przy tym dobrze się bawiłam. 

Tu dokładnie 4 lata po diagnozie, świętuję swoje zdrowie w najlepszy możliwy sposób 😁


Czuję, że w moim życiu szykują się duże zmiany, o których może więcej będę w stanie napisać za rok ;). Oczywiście, mam nadzieję, że będą to zmiany na lepsze, ale tak czy inaczej z każdych zmian można wynieść jakąś lekcję. Mówi to Wam (jeszcze) nauczycielka :D. Do usłyszenia/zobaczenia! 

Natalia

PS/ Oczywiście wiernie kibicuję i wspieram wszystkich onkobiegaczy, także tych którzy będą biegli w 14 ONKOBIEGU (do zobaczenia być może na trasie). Swój bieg w tym roku dedykuję tym, którzy wciąż walczą z chorobą!


Komentarze

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)