KONIEC/POCZĄTEK

     Sześć dni temu siedziałam w samolocie wracając z Madrytu i poczułam, że musi powstać ten post, ostatni post na blogu. Już wtedy korzystając, że znaczna część pasażerów po świętowaniu noworocznym smacznie spała, wyciągnęłam kartę papieru i przelałam na nią wszystko co tkwiło w moich myślach. W pierwszym wpisie "Czarny początek" opisałam historię o tym jak dowiedziałam się o chorobie. Kilka dni przed rozpoczęciem dwumiesięcznego stażu w Madrycie (wakacje 2017) miałam biopsję, ale mimo że przeczuwałam jaki będzie jej wynik, że zmieni on moje dotychczasowe życie, poleciałam do Hiszpanii. Niestety po dwóch tygodniach zadzwonili rodzice przekazując mi informację o diagnozie. Pamiętam jak tego dnia, po szybkim zakończeniu spraw związanych z praktykami, poszłam do pobliskiego parku, siadłam sama pod palmą i podlewałam ją swoimi łzami przerażenia. Powiedziałam sobie, że wrócę w to samo miejsce jak będę zdrowa. I tak, po osiemnastu miesiącach, szczęśliwa że udało się to osiągnąć, rzuciłam się na pierwszą lepszą madrycką palmę (zdjęcie poniżej).

Ze szczęścia odbiła mi palma

     Tym razem w Madrycie znalazłam się ze względu na coroczne spotkanie Taizé, na które dotarliśmy autokarem z grupą znajomych oraz moją siostrą (udało się przeżyć 2 dni na małej powierzchni). Nie sądziłam, że tak wiele razy można się przemieścić na siedzeniu żeby ostatecznie zasnąć 😃. To, że podróż była dłuuuuga dodatkowo sprawiło, że zdałam sobie sprawę jak wiele przeszkód udało się pokonać, aby być w miejscu, w którym jestem teraz. Nie powiem, że było łatwo, ale dzięki tak trudnym doświadczeniom mam teraz inne spojrzenie na świat i zrozumiałam, że słabości mogą wzmacniać. Kiedy podczas tegorocznych wakacji byłam we Francji, w wiosce Taizé poznałam hiszpankę, dziwnym trafem pochodzącą z Madrytu. Jak się z czasem okazało łączy nas zaskakująco dużo - obie urodziłyśmy się 18 grudnia (R. jest dwa lata starsza), mamy trójkę rodzeństwa, obie jesteśmy prawie tak samo wysokie (a to rzadkość- ja mam 1,80m, R. jest wyższa o ok. 3cm), nie mamy czucia w tym samym miejscu prawej ręki i... obie mamy doświadczenie z ciężką chorobą, z tym że R. cierpi na chorobę autoimmunologiczną. Odkąd się poznałyśmy, bardzo się zaprzyjaźniłyśmy i jesteśmy w stałym kontakcie. W zeszłym tygodniu udało nam się spotkać w trakcie modlitwy Taizé i stwierdziłyśmy, że do takiego szczęśliwego momentu zaprowadziła nas nadzieja, że będzie dobrze. 

     Mimo, że już dłuższy czas nie pisałam na blogu, wciąż dostawałam wiadomości od czytelników. Kilka razy, albo w nich, albo w grupie założonej na Facebook`u pojawiło się zdanie w stylu "Nie wiem, czy jest sens aby dalej żyć". To 37 post na blogu - ostatni, który mam nadzieję pokaże, że warto żyć. Moja historia to nie jakaś bajka z happy endem, bo chociaż za kilka zdań postawię ostatnią kropkę, moje życie będzie toczyć się dalej i jak u każdego pewnie pojawią się jakieś problemy. Ważne, że może z różną częstotliwością, ale są też chwile kiedy uśmiech nie schodzi mi z twarzy i to dla nich warto tu być. 


     W lutym podzieliłam się informacją, że złożyłam aplikację na wyjazd w ramach programu Erasmus do Hiszpanii. Decyzje jakie podejmowałam w ciągu całego roku były podporządkowane tej myśli. Ze zdrówkiem onkologicznie ostatnio było w porządku, ale moja odporność nie dała rady zimie kilka razy i kończyłam z lekarstwami w łóżku i gorącą herbatą. Dodatkowo, onkolog z którym się konsultowałam może nie wprost, ale zasugerował że dwa lata po wygranej walce z nowotworem są kluczowe. To, że wyjazd nie jest teraz dobrym pomysłem wywnioskowałam sama. Stworzyłam tabelkę `za` i `przeciw`. Chociaż po stronie `za` było wiele argumentów, jeden po przeciwnej stronie - zdrowie, przeważył je wszystkie. Zanim zacznę żyć pełnią życia, spełniać najbardziej szalone marzenia, może ten czas wykorzystam aby najzwyczajniej zregenerować się po przejściach. Mam ze sobą bagaż doświadczeń, który będzie podróżował ze mną po świecie, chętnie mówię o nim nawet zdrowym osobom aby dać świadectwo, bo może akurat ktoś też inaczej spojrzy na pewne rzeczy. Powrót do Madrytu, gdzie dla mnie wszystko się zaczęło i możliwość powitania tam 2019 roku to nowy rozdział, a nie koniec historii. Ten blog jest jej częścią i jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy mnie wspierali przez cały czas. Czarny raczek wiąż będzie raczkował po internecie i jeśli trafi tu ktoś kto też musi zmierzyć się z czerniakiem - życzę Ci dużo wytrwałości, konsekwencji i nadziei, bo sama wiem że ona może doprowadzić do szczęścia. 

Wszystkim bardzo dziękuję!
Do zobaczenia 
Natalia 

Komentarze

  1. Natalio,tak trzymaj!Życzę Ci dużo szczęścia w życiu!
    PS Ja też urodziłam się 18 grudnia☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo ❤ w takim razie przesyłam spóźnione życzenia urodzinowe, dużo szczęścia i spełnienia 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. NATALIO DOBRZE ZE NAPISAŁAŚ I ZE WSZYSTKO JEST OK, I NIECH TAK POZOSTANIE. CIESZ SIĘ ŻYCIEM. POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  4. Natalio Twój blog dodaje mi siły ,u mnie w kwietniu 2018 wycięto znamię byłam wtedy w 6 miesiącu ciąży, wynik po 2 miesiącach w czerwcu okazał się czerniak 1 stopień wg Clarksa, i 0.1 mm wg Breslow, w lipcu na świat przyszla moja córeczka. Lekarze mówią żebym się nie martwiła bo to wczesne stadium i usunięte, jeżdżę co 3 miesiące na kontrolę usg. Ale cały czas, codziennie o tym myśle ile będę żyła, bo wiem że ten rodzaj raka jest wyjątkowo złośliwy. Super masz tego bloga i dzielna z Ciebie dziewczyna, pozdrawiam i trzymam za Ciebie kciuki. Ps prowadzisz może coś fb?Bo bym chciała dołączyć do grupy, jeżeli będę mogła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że mój blog ma takie moce :) Z pewnością jesteś wspaniałą mamą, dzielną i silną. Bardzo dobrze, że w porę zareagowano, bo im wcześniej tym lepiej. Radzę nie myśleć o tym ile będzie się żyć (nawet ludzie bez przeszłości nowotworowej tego nie wiedzą), bo jak to się mówi nie liczy się ilość tylko jakość, a z całym wsparciem rodziny, córeczki to będzie super życie! Zdaję sobie sprawę, że takie doświadczenia mogą powodować podobne myśli, ale trzeba z nimi walczyć tak samo jak walczyło się z każdymi innymi przeszkodami. Na Facebook`u można znaleźć Czarnego raczka i grupę, którą utworzyłam. Poniżej linki :) Zapraszam
      FB Czarny Raczek - https://www.facebook.com/czarnyraczek/
      FB Grupa "Czerniak- znana mi historia" - https://www.facebook.com/groups/280502462783317/?ref=pages_profile_groups_tab&source_id=246821309182795

      Usuń

Prześlij komentarz

Tutaj możesz napisać komentarz, podzielić się swoim doświadczeniem :)